środa, 28 grudnia 2011

Love espresso


Dopadło mnie przeziębienie, nie chce mi się gotować, czytać, myśleć. Nadrabiam filmowe zaległości, wymieniając się z bratem wartymi uwagi tytułami. Filmowy gust łączy nas równie mocno jak więzy krwi :) Być może zrobię wkrótce blogowy przegląd obejrzanych ostatnio filmów, aby  podzielić się z Wami tym, co najbardziej inspirujące. A na razie pochwalę się prezentami. Oprócz puchatego, wspaniałego koca, w który jestem właśnie owinięta, prym wiedzie czerwona kawiarka.. Jest to coś absolutnie niezbędnego dla każdego, kto chociaż od czasu do czasu pije kawę. Poza tym, że kawa przyrządzona w kawiarce jest pyszna, to moja czerwona kawiarka jest po prostu piękna :)

Co najciekawsze, najlepszym prezentem jaki w życiu dostałam był imbryk. Był dokładnie taki jak sobie wymarzyłam, zupełnie też nie zdawałam sobie sprawy, że ktoś odgadnie moje imbrykowe marzenia. Imbryk towarzyszy mi już dwa lata i lubię go jeszcze bardziej niż na początku. Z kawiarką będzie pewnie tak samo. Może to jakiś kawowo-herbaciany obłęd? ;)



Asia

czwartek, 22 grudnia 2011

Poszarlotkowe misie kokosowe. I Przyjaciele.

  
Jak już wspomniałam wczoraj, po upieczeniu szarlotki pozostało mi trochę ciasta, które ponownie zagniotłam dodając do niego wiórki kokosowe i upiekłam misiowe ciasteczka. Ciasteczka idealne do kakao. Do herbaty. Do kawy. Każdy z domowników znalazł najlepszy dla siebie sposób ich podjadania.

Dzisiejszy dzień mija na spotkaniach. Zimowa, aromatyczna herbata w ulubionej cukierni pod starą szkołą. Z Niną. Wyrodną współmatką bloga ;) Popłakałyśmy się ze śmiechu nadrabiając zaległości w różnych opowieściach. Nawet zakochana para nastolatków przy sąsiednim stoliku, która całowała się głośno mlaszcząc, przerwała aby podsłuchać z czego się tak śmiejemy. 

Przy okazji kupiłam buty. Miłość od pierwszego wejrzenia ;) Jakoś mam szczęście do kupowania butów za każdym razem gdy się widzę z Niną. To świeża reguła, ale zaczyna się zarysowywać pewna regularność ;D

Za chwilę czeka mnie kolejne miłe spotkanie. Tym razem w zaciszu mojego domu :) 
Życzę miłego wieczoru wszystkim Czytelnikom bloga :)

Asia

środa, 21 grudnia 2011

Szarlotka, czyli coś, co w życiu najlepiej mi wychodzi

 Dziś od rana zabrałam się do pieczenia z takim entuzjazmem, że nie zauważyłam pierwszego śniegu za oknem. Zorientowałam się, że pada śnieg, gdy szarlotka była już w piekarniku. To był naprawdę przyjemny poranek. W południe miałam gościa, więc obok ulubionej czarnej herbaty mogłam podać ciasto. Nie ma to jak dom pachnący ciastem i słodki akompaniament do rozmów z przyjaciółmi.
Od kiedy tylko wstałam sprawa była przesądzona. Zamierzałam do pieczenia wykorzystać pokaźny słój marmolady jabłkowej, która od wrześniowego szaleństwa przetworów czekała na swoją chwilę. Podawanie przepisu na marmoladę, którą robimy z mamą, nie ma wielkiego sensu. Zwykle polega to na smażeniu jabłek i dodawaniu cukru "aż będzie w idealnie". Subiektywnie.


Rozerwana pomiędzy tradycyjnym kruchym z jabłkami, a wypróbowanie przepisu na szarlotkę sypaną, postanowiłam znowu zrobić wszystko po swojemu, robiąc przekładaną szarlotkę z aromatyczną kruszonką. Zrobiłam dosyć cienkie warstwy ciasta, dlatego ciasta z podanej proporcji wystarczyło mi jeszcze na jedną blaszkę ciasteczek, ale ciasteczka przedstawię przy innej okazji. Oczywiście można użyć całego ciasta do szarlotki :)

Szarlotka z cytrynową kruszonką

Składniki:

na ciasto:
1 szkl. mąki pszennej
1,5 szkl. mąki pszennej typu krupczatka
0,5 szkl. cukru
2 jajka
1 kostka masła
1 łyżka proszku do pieczenia
1 cukier waniliowy

duży słoik jabłkowej marmolady (1 l.)
cynamon

na kruszonkę:
0,5 szkl. mąki pszennej
0,5 szkl.cukru
3 łyżki masła
skórka otarta z 1 cytryny



Rozpoczęłam pieczenie szarlotki tak, jak zaczynam pieczenie każdego kruchego ciasta. Zagniotłam ciasto z mojego sprawdzonego przepisu i wyłożyłam nim tortownicę (wcześniej dobrze nasmarowaną masłem). Nie zapomniałam oczywiście o solidnym wyłożeniu ciastem boków tortownicy, aby szarlotka miała chrupiący brzeg. Na cieście rozprowadziłam połowę jabłkowej marmolady, posypałam cynamonem i znów położyłam warstwę ciasta. Na kolejnej warstwie ciasta rozprowadziłam resztę jabłek, posypałam cynamonem i na koniec kruszonką. Kruszonka powstała przez staranne wymieszanie mąki z dodatkiem skórki cytrynowej, cukru i masła, aż do uzyskania idealnej, sypkiej konsystencji.

Ciasto wkładamy do piekarnika nagrzanego do 150 stopni, zwiększamy do 180 i pieczemy 40-50 minut.


Smacznego :)

Asia

wtorek, 20 grudnia 2011

Popierniczone serduszka ;)

Przejrzałam mnóstwo przepisów na pierniczki, po czym doszłam do wniosku, że... upiekę coś po swojemu. Stąd przepis na popierniczone serduszka :) Cudowne poranne kucharzenie w rytm muzyki.



Kruche popierniczone serduszka


Składniki:

2,5 szklanki mąki (w tym 1,5 szklanki krupczatki)
0,5 szklanki cukru
1 jajko
100 g masła (zazwyczaj jest to pół kostki)
4 łyżki miodu
3 łyżki przyprawy do piernika
1 łyżka cynamonu
1 łyżka proszku do pieczenia



Przesiewamy mąkę, dodajemy do niej proszek do pieczenia i przyprawy.
Następie dodajemy resztę składników i zagniatamy ciasto (ewentualnie dosypując trochę mąki) , po czym wkładamy je na pół godziny do lodówki.
Po wyjęciu ciasta z lodówki rozwałkowujemy je na ok. 3 mm i wycinamy serduszka (choinki/ ludziki/ cokolwiek innego). Ciasteczka pieczemy przez 8-10 min w temperaturze 180 stopni.



Dekorujemy wg uznania, jednocześnie podjadając i ciesząc się chwilą.
Smacznego :)


Asia

czwartek, 8 grudnia 2011

Zapiekanka


Nowa ceramiczna forma skłoniła mnie w ostatnią niedzielę do zrobienia na kolację zapiekanki.
Wybrałam makaron penne, na który miałam po prostu ochotę, a wydaje się on całkiem odpowiedni do tego typu dania. Następnym razem z pewnością spróbuję zrobić lasagne, ale tymczasem spójrzcie co mi wyszło :)

Zapiekanka z makaronu penne

Składniki (porcja dla 4 osób):
300 g makaronu penne
300 g mięsa mielonego
puszka pomidorów
 150 g sera mozzarella (najlepiej od razu w postaci małych kuleczek)
150 g ulubionego sera żółtego w plasterkach
4-5 ząbków czosnku
sól, pieprz
oliwa



Makaron gotować przez kilka minut, po czym odcedzić i dodać trochę oliwy, aby się nie sklejał.
Mięso mielone usmażyć, dodając posiekany czosnek, sól, pieprz. Do mięsa dodać pomidory z puszki i trzymać na ogniu jeszcze kilka minut mieszając. Powstaje czosnkowo-pomidorowy sos, który nadaje mięsu charakteru.
W formie ceramicznej układamy naprzemiennie warstwy makaronu, mięsa z sosem pomidorowym i sera żółtego. Wierzch skrapiamy oliwą, układamy kulki mozzarelli i przykrywamy plastrami sera żółtego. Warto każdą warstwę posypać dodatkowo świeżym pieprzem.
Pieczemy w 180-200 stopniach przez ok. 30 min.

Smacznego!

Asia

wtorek, 6 grudnia 2011

The things that I tried were in my life just to get high on

Zima wciąż nie nadeszła tak ostatecznie. W Krakowie deszcz i lekko ścięte błoto. A wokół kampusu wykopy i rozkopy, więc błoto jest tym, na czym ostatnio dobrze się znam. Aby dostać się na uczelnię trzeba przebrnąć przez wszelkie postacie krakowskiego błota. Dopiero dziś zaczęłam się zastanawiać czy w ogóle jest szansa na śnieżne święta. Oczywiście w święta krakowskie błoto nie będzie mnie już obchodzić, lecz małopolski śnieg jako taki owszem :)

Zastanawiając się dlaczego piszę tu o śniegu, zdałam sobie sprawę, że tak właściwie chciałam zacząć od kawałka "Snow". I na nim właściwie skończyć. Przeżywam ponowne odkrycie Red Hot Chilli Peppers. Głos Kiedis'a rozbrzmiewa w słuchawkach, wibruje w głowie... i nagle pojawia się u mnie ogromna ochota, aby przeczytać jego biografię "Blizna". Większość książek, które czytam ma jakiś związek z psychologią i czasem to jest po prostu niezdrowe, dlatego mam ochotę na dobrą biografię. Może wpadnie mi w ręce. Wtedy o tym napiszę. A teraz posłuchajcie:



Asia

P.S. A wkrótce zapiekanka, która powstała w weekend i czeka na swoją odsłonę blogową.

poniedziałek, 5 grudnia 2011

Panna cotta



Składniki:

500 ml śmietanki (30 lub 36 %)
80 g cukru
pół szklanki gorące wody
4 łyżeczki żelatyny w proszku
laska wanilii
łyżka rumu (ja zamiast rumu użyłam syropu cynamonowego)

Żelatynę należy bardzo dokładnie rozpuścić w gorącej wodzie.
Śmietankę  należy powoli gotować razem z cukrem, i ziarenkami z wanilii. Gdy cukier się rozpuści, należy zagotować całość i zdjąć z ognia. Do gorącej śmietanki wlewamy wodę z żelatyną, rum (lub syrop cynamonowy) i dokładnie mieszamy. Całość rozlewamy do foremek/ filiżanek i zostawiamy na kilka godzin a najlepiej na całą noc w lodówce. Aby panna cotta gładko wychodziła z foremek należy na kilka sekund włożyć foremkę do gorącej wody. Gdy potrzymamy ją za długo, panna cotta trochę się rozpłynie, dlatego należy uważać, jeśli zależy nam na tym, aby deser pięknie się prezentował.


Smacznego!

Asia

sobota, 3 grudnia 2011

Deser Pana Kota

Wczoraj zakończyłam praktyki. Choć praca na oddziale psychiatrycznym bywa wyczerpująca psychicznie, to z pewnością może być bardzo satysfakcjonująca. Szkoda, że jak na razie to koniec praktyk, ale z pewnością przyda się trochę więcej czasu na naukę w najbliższym czasie.

Na weekend wróciłam na wieś. Po drodze ogarnęłam trochę gwiazdkowe zakupy. Świąteczne szaleństwo, zostawiane na ostatnią chwilę, zwykle okazuje się złym pomysłem, dlatego dobrze znaleźć odpowiednie prezenty dla bliskich już teraz. Cieszę się też z tego, że wybrałam się w końcu na zakupy z mamą. Bez wielkich szaleństw, ale za to każda znalazła coś dla siebie.

Wyjazdy do rodziców sprzyjają gotowaniu i spędzaniu czasu z rodziną i znajomymi. Jutro przyjeżdża mój mężczyzna. Obiadowe popisy pozostawiam mamie, ale w mojej głowie tworzy się wizja kolacji. 

A w lodówce czeka już panna cotta (jak mawia M. "Deser Pana Kota").
Przepis już wkrótce :)


Asia