czwartek, 24 listopada 2011

Comfort space. Comfort food. Ryż.

 

Praktyki. A poza tym galop na zajęcia lub popołudnia z M. To tak w skrócie ostatnie 4 dni. I najbliższy tydzień również. Nawet gdybym miała piekarnik to chyba bym nie miała weny nic robić. Prostota górą. Np. dużo, duuuużo makaronu z pomidorowym pesto. Moje comfort food. Jedzeniowy odpowiednik przytulania. Dobry na wszystko :)
 I co poza tym?
Herbata z sokiem malinowym w "Dyni". Przypadkowe spotkania. Zaskakujące sny. Czekolada z wiśniówką w "Świętej krowie". Ludzie. I dużo dobrej muzyki. Gotye all the time.




Ryż na słodko powrócił o mojego menu dopiero tego lata. I to taki zwyczajnie ugotowany. Nie na mleku! Ryż na mleku kojarzy mi się z zerówką. Źle mi się kojarzy. Wstrętny był. I tak mi zostało :( Ale miseczkę ugotowanego ryżu z marmoladą z jabłek i orzechami włoskimi polecam każdemu. Można dodać brązowego cukru, ale osobiście nie lubię super-słodkich połączeń. Ryż z jabłkami smakuje mi taki jaki jest :)



Asia

sobota, 19 listopada 2011

Turnau na mróz i tęsknoty


Gdy słucham jak Turnau śpiewa ten wiersz Baczyńskiego, wszystkie komórki w moim ciele zamierają w zachwycie i słuchają.


Na fioletowo-szarych łąkach
Niebo rozpina płynność arkad
Pejzaż w powieki miękko wsiąka
Zakrzepła sól na nagich wargach...


/Krzysztof Kamil Baczyński/



Asia

piątek, 18 listopada 2011

Ludzie niezastąpieni

Herbata, szybki slalom przez ulubione strony i już zabieram się do pracy pisemnej, która będzie powstawała w ciężkich mękach i poczuciu twórczej niemocy. Jak-zwykle-przeziębiona-Ja wolałabym robić inne rzeczy ;) I oto rzut oka na blog Macieja Bennewicza, socjologa, coacha, pisarza. Nowy post z 16 listopada to refleksje autora w rocznicę śmierci jego przyjaciela. Bennewicz nie rozpisuje się, ale trafia w sedno, a ja przy porannej herbacie znajduję słowa, z którymi mogę się zidentyfikować. Jakby coś ważnego wpadło do głowy i nie miało z niej wypaść. Jakbym musiała odłożyć moje dzisiejsze zajęcia jeszcze na jedną filiżankę herbaty, aby pomyśleć nad tym, kto w moim życiu jest niezastąpiony. To pytanie, wbrew pozorom, jest dla mnie proste, ale to przecież nie jest ostatnie pytanie. Kto jeszcze z czasem stanie się częścią mojego życia? Kto będzie dla mnie niezastąpiony?



"Poszukuję ludzi niezastąpionych, poszukuję ludzi, z którymi można pogadać. Wiem, że to okropne ryzyko, gdyż niezastąpieni czasem odchodzą, albo umierają i nie można ich zastąpić i wtedy w sercu powstaje dziura, przez którą uchodzi energia, przyjaźń, miłość, ździebełko duszy. Nie widzę jednak dla siebie wyjścia, potrzebuję do życia ludzi niezastąpionych (...). To moja najważniejsza nauka."

(Maciej Bennewicz, http://bennewicz.pl/blog/?p=2692)


Asia

wtorek, 15 listopada 2011

Koszyk z jabłkami i filmy kulinarne

Przez ostatnie dwa wieczory ogladaliśmy film "Julie & Julia"  z Meryl Streep. Opowiada on o życiu dwóch kobiet: Julii Child, która napisała książkę kucharską dla amerykańskich kobiet z francuskimi potrawami oraz Julie Powell, zagubionej pisarce, która postanawia odmienić swoje życie poprzez wykonanie wszystkich przepisów z książki Julii w ciągu roku. Udokumentowaniem tego wyczyny był blog kulinarny prowadzony przez Julie. Wtedy zauważyłam pewną analogię :)

 Mój ulubiony film to "Czekolada" z Juliette Binoche w którym gotowanie jest prawdziwą magią. Dla mnie jest ono ucieczką od codzinności i powinności. Tak jak dla Julie, gotowanie jest rodzajem terapii, w której skupiając się na błahej nieraz czynności, rozwijamy swoją twórczość i wyciszamy się wewnętrznie.

Obawiałam się, że film nie trafi do chłopaków, z którymi zwykłam przerabiać coraz to nowe gatunki filmowe. Okazało się jednak, że wciągnął nas i pobudził nasze kubki smakowe:) Jako, że w wilkinowym koszyku od dawna tkwiłą sterta jabłek, postanowiłam upiec mały jabłecznik. Przy okazji nie będe słuchać przez jeden dzień marudzenia, że nie ma nic słodkiego do kawy:)



Jabłecznik biszkoptowy



Składniki:
3-4 jaja (w zależności od wielkości)
3/4 szklanki cukru
3/4 szklanki mąki
1 łyżeczka proszku do pieczenia
3-4 jabłka
Szczypta soli
Cynamon




Jabłka obieram i siekam na dość drobne części. Zasypuje je cynamonem i odrobiną brązowego cukru. Białka ubijam z cukrem i szyczptą soli, a pod koniec ubijania dodaje żółtka. Do piany z jajek wrzucam powoli jabłka i mieszam drewianą łyżką. Następnie powoli dodaje mąkę, przesiewając ją razem z proszkiem do pieczenia. Całość przekładam do małej prostokątnej blaszki, wyłożeonej papierem do pieczenia i wkłądam do piekarnika na ok. 30 min.




Nina

niedziela, 13 listopada 2011

Muffiny cytrynowe na niedzielny podwieczorek

Przeżyłam straszną walkę z aparatem, który nie chciał oddać zdjęć ;D Ale zdjęcia są, a więc oto one:


Muffiny cytrynowe

Muffiny cytrynowe już wiele razy gościły w mojej kuchni i zawsze znikały niemal natychmiast. Przepis pochodzi ze strony Kwestia smaku, a dokładniej: http://www.kwestiasmaku.com/desery/muffiny_cupcakes/muffiny_cytrynowe/przepis.html

Moja modyfikacja była niewielka, ale podaję przepis.

Składniki:

Składniki sypkie:
150 g mąki
2 łyżeczki proszku do pieczenia
60 g cukru
1 łyżka startej skórki z cytryny
torebka cukru waniliowego


Składniki płynne:
1 jajko
100 ml kefiru
55 g rozpuszczonego (na małym ogniu) masła
sok z połowy cytryny


Wykonanie opiera się na jednej podstawowej zasadzie, zaczynamy od osobnego wymieszania składników płynnych i sypkich.
Wsypujemy do jednej miseczki  mąkę, proszek do pieczenia, cukier, cukier waniliowy i skórkę z cytryny (cytrynę należy wcześniej sparzyć wrzątkiem).
W osobnym naczyniu mieszamy rozpuszczone masło, jajko, kefir i sok z cytryny, po czym powstałą miksturę dodajemy do składników sypkich i mieszamy, nie przejmując się grudkami.



Powstałą masę nakładamy do nasmarowanych masłem foremek i pieczemy ok. 10-15 min. w temp 180 stopni.

Smacznego!

W moich dzisiejszych muffinach była ukryta w środku cząstka mandarynki, a wierzch był posypany cukrem pudrem, ale przedstawiam także muffiny z cytrynowym lukrem, które kiedyś stworzyłam:


Polecam! Najlepsze są jeszcze gorące! Na drugie śniadanie lub podwieczorek, z dobrą kawą lub herbatą  :) A tymczasem weekend dobiega końca, więc życzę sobie i Wam, przyjemnego tygodnia, pełnego miłych niespodzianek :)

Asia

sobota, 12 listopada 2011

"W staropolskiej kuchni i przy polskim stole" czyli co czytam przy śniadaniu



Weekend. Czas śniadaniowych kaprysów :) Omlet inspirowany książką "W staropolskiej kuchni i przy polskim stole" Marii Lemnis i Henryka Vitry był smacznym akcentem na początek dnia. Zdjęcie robiłam w pośpiechu i bez przykładania się, ponieważ nie chciałam aby moje śniadanie wystygło. Niezwykłym odkryciem był dla mnie fakt, że oryginalny staropolski omlet robiono z roztrzepanych jajek, bez mąki, a że nigdy nie przepadałam za omletami z mąką, postanowiłam od razu wcielić w życie nową zdobytą wiedzę ;D
Mój omlet składał się zatem z 3 jajek roztrzepanych widelcem, przyprawionych solą i pieprzem, do których dodałam jedną małą, posiekaną i podsmażoną cebulkę. Całość usmażyłam na dużej patelni, obracając na drugą stronę z mniej lub bardziej udanym skutkiem ;) Nic wielkiego, a jednak mam ochotę gotować wszystko co tylko znalazłam w wyżej wymienionej książce :)


Państwo Lemnis i Vitry informują, iż omlety pojawiły się w kuchni polskiej za panowania Jana III Sobieskiego, ponieważ królowa Marysieńka miała do nich niezwykłą słabość. Danie szybko się rozpowszechniło, ponieważ jajka były produktem powszechnie dostępnym i tanim, w przeciwieństwie do wielu szlacheckich specjałów. Cała książka obfituje w przeróżne historyczne fakty, anegdoty, cytaty z kronik i wierszyki, a to wszystko okraszone przepisami, które w większości zachęcają prostotą. Trudno się od tej książki oderwać i żal bierze, iż kulinarna historia naszego kraju nie pojawia się na lekcjach historii w szkole. Gdybym wcześniej znała smakowite fragmenty kronik Galla Anonima, może solidniej przygotowałabym się swego czasu do matury z historii ;)

   

Asia

wtorek, 8 listopada 2011

Jesień...


Jesień, jesień, jesień. Po bajecznym weekendzie, nadchodzą coraz chłodniejsze dni. Pozostaje mi życzyć Wam ciepłego dnia i dużo energii. Niech Was grzeją życzliwe słowa, bezinteresowne uśmiechy, długo wyczekiwane listy, spełniające się marzenia i buziaki na dzień dobry :)

Gdy nadejdzie weekend, z przyjemnością będę eksperymentować w kuchni i coś pysznego tu napiszę :)
A na razie ulubiony serial, śniadanie, notatki, a później jabłko z warzywniaka po drodze i na uczelnię...

Asia

poniedziałek, 7 listopada 2011

Cytrynowe spaghetti raz jeszcze :)

Pojawił się na blogu długo wyczekiwany przepis na cytrynowe spaghetti, co wiąże się także z tym, iż Nina wreszcie znalazła czas, z czego bardzo się cieszę :) Znalezienie nowego posta na blogu było dla mnie kolejnym miłym akcentem dnia, po kilku bajecznych godzinach spędzonych z Natalią na krakowskim kazimierzu. Oczywiście zapuszczenie się w okolice Placu Nowego zakończyło się snuciem się po pchlim targu. Oczywiście niebezowocnie ;) Do tego przedpołudnie w Nova Restro Bar, spacer na Wawel, a później kawa przed Alchemią. Bardzo nie chciało mi się wczoraj spędzać niedzieli w mieszkaniu podczas tak pięknej pogody :)

Polecam wszystkim spaghetti cytrynowe, ponieważ danie jest pyszne a przepis naprawdę prosty. Pierwszy raz zrobiłam to danie po powrocie z Wrocławia od Ninki, aby przywołać smak fantastycznego weekendu:)
Wtedy też zrobiłam zdjęcia mojego dzieła, które jak widać było wersją bez dodatku wędliny.




Pozdrawiam serdecznie,

Asia

niedziela, 6 listopada 2011

Witamina C trochę inaczej

Posta miałam nazwać "Powrót córki marnotrawnej", ale wydało mi się to zbyt dramatyczne.

Wiem, jestem okropna przez swoje zaniedbanie. Ale tempo życia strasznie mi ostatnio przyspieszyło. Nie mam czasu na gotowanie, a jak już coś porobię w kuchni, to M. (mój fotograf nadworny!) nie ma czasu zrobić mi zdjęcia. Wytłumaczę: bo on nie robi zwykłych zdjęć, tylko musi poustawiać parasolki, zaaranżować odpowiednie oświetlenie i takie tam. Poza tym ciągle biega po mieści robić jakiś kolekcje zdjęć zaliczeniowych, bądź siedzi w pracy w agencji.

A ja? Cierpię męki niemocy twórczej nad swoją pracą. I złoszczę się sama na siebie, że tak wolno mi to idzie i nie mogę robić tego na co mam ochotę. Po najlepszą ucieczką od szarej codzienności i zwykłych obowiązków  jest pieczenie i gotowanie...:)

Dlatego tak bardzo uwielbiam spaghetti cytrynowe. Odkąd z M. zaczęliśmy żywić się razem, rozkochał mnie w makaronach i włoskiej kuchni. Jeśli chcę zjeść coś sprawdzonego i naprawdę dobrego, zawszę proszę go o makaron. Ostatnimi czasy spaghetti cytrynowe gości na naszym stole bardzo często i ściąga tłumy znajomych, tworząc niesamowicie orzeźwiającą i radosną atmosferę :)

Przepis podstawowy wygrzebałam w jakiś dodatku do gazety, ale nieco zmodyfikowaliśmy go razem. Za każdym razem wychodzi nieco inny, ale zawsze sprawia wiele radości i dodaje energii, w szczególności w chłodne jesienne dni.



Składniki:
2-4 ząbki czosnku (w zależności od wielkości główek)
2 cytryny
opakowanie makaronu spaghetti
1/4 kostki masła
ok. 3 łyżki oliwy z oliwek
plasterki salami, szynki schwarzwaldzkiej lub innej aromatycznej wędliny
starty żółty ser (mój ulubiony to mozzarella w drobnych kawałeczkach)
świeża natka pietruszki




Cytrynę sparzamy wrzątkiem, wyciskamy z niej sok a skórkę ścieramy na drobnej tarce. W między czasie gotujemy wodę na makaron al dante. Czosnek obieramy i wyciskamy na rozgrzaną oliwę. Przed upłynięciem minuty (M. zawsze powtarza, że czosnek powinien smażyć się ok. 40 sekund, bo po spaleniu robi się gorzki w smaku) dodajemy masło i startą skórkę z cytryny. Gdy masło się rozpuści wlewamy sok. Doprawiamy do smaku solą i pieprzem. Na osobnej mniejszej patelni robimy na sucho "chipsy" z salami, bądź innej wędliny bez użycia tłuszczu (pod wpływem temperatury robi się ona chrupiąca).
Odcedzony makaron przesypujemy na patelnię z "cytrynowym sosem"  (lub gdy jest za mała przekładamy składniki do większego garnka)  i ciągle mieszamy do całkowitego połączenia i podgrzania się składników. Sos powinien nieco wsiąknąć w makaron, nadając mu mocno cytrynowy smak.
Po rozłożeniu na talerze posypujemy każdą porcję serem, wędliną i pietruszką według uznania.

Smacznego :)

Nina

sobota, 5 listopada 2011

Przy śniadaniu. Bez tajemnic ;)

W mieszkaniu cisza i spokój, a za oknem piękny jesienny dzień. Na stole śniadanie, a na ekranie ulubiony serial. W dodatku za dwie godziny przyjedzie moja współlokatorka z dawnego mieszkania na Zachodniej. Pójdziemy na spacer a ja wezmę aparat fotograficzny, żeby zatrzymać w kadrze słoneczne dni i wspólnie spędzony czas.

Dziś na śniadanie bułka z mozzarellą , pomidorkiem i bazylią. Jedno z moich ulubionych połączeń.



Moim ulubionym serialem, który właśnie oglądam i polecam jest "Bez tajemnic". Serial w reżyserii Jacka Borcucha to nic innego jak polska wersja "In treatment", który namiętnie oglądałam rok temu. Cała akcja dzieje się w gabinecie psychoterapeuty (Andrzeja, granego przez Radziwiłłowicza), który w każdym odcinku spotyka się z jednym z piątki pacjentów, których poznajemy w pierwszym sezonie serialu. Jednocześnie Andrzej boryka się z problemami małżeńskimi, które nie pozostają bez wpływu na prowadzenie terapii zakochanej w nim Weroniki. Psychoterapeuta postanawia na nowo nawiązać kontakt ze swoją dawną superwizorką, a spotkania z nią okazują się trudne i burzliwe.

Jednym słowem coś dla mnie, przyszłej psychoterapeutki :) Ale może to też coś dla Was? Ten serial naprawdę wciąga i ukazuje prawdziwe ludzkie emocje i reakcje :)


A.