piątek, 18 maja 2012

Nowa deska do krojenia? I to jaka! Myszowata :D

Witam :) Muszę się czymś pochwalić. Nie jest to tym razem żaden wyczyn kulinarny, ale prezent jaki otrzymałam od mojego mężczyzny. Otóż Marcin własnoręcznie (!) zrobił dla mnie deskę do krojenia (!). W kształcie serca (!), a do tego z motywem myszy (!) Jeszcze nigdy nie byłam pod takim wrażeniem jego stolarskich zdolności ;D

Jestem zdania, że w kuchni nigdy dosyć fajnych gadżetów, dlatego prezent od razu zdobył moje serca. Zwłaszcza, że dostałam moją myszowatą deskę zupełnie bez okazji :)

A tak przy okazji, czy wiecie, że niektóre rodzaje drewna mają działanie antybakteryjne? Dzięki temu drewniane deski do krojenia są nie tylko bardziej ekologiczne, ale też bardziej higieniczne od innych.

Z myszowatymi pozdrowieniami,

Asia-chwalipięta :)

wtorek, 15 maja 2012

Wrocław- miasto spotkań

Czas spędzony z Niną we Wrocławiu naładował moje psychiczne baterie. W weekend nawet nie pomyślałyśmy o wrzuceniu czegoś na bloga, ale za to świetnie się bawiłyśmy :) Było wspólne gotowanie, ale chętnie skorzystałyśmy też z tego, że mężczyzna Niny jest fantastycznym kucharzem. Czwartkowa kolacja była świetna.
Nasze kulinarne szaleństwo miało miejsce przede wszystkim w sobotę. Zrobiłyśmy nawet kompot z rabarbaru! Nina eksperymentowała z pesto z rukoli, przywiezionym przez nią z duńskiej majówki. Nie mam zielonego pojęcia, dlaczego nigdy nie dodawałam śmietany do pesto, ale sposób Niny bardzo mi się spodobał.


Osobiście zajęłam się deserem, piekąc kruche ciasto z jabłkami, co było prawdziwym wyczynem w szalonym piekarniku, który miałam do dyspozycji. Na szczęście udało się niemal doskonale. Piekarnik przypalał tylko z jednej strony ;)

Rzecz jasna nie jadłyśmy tylko w domu. Z całego serca polecam pierogi w "Jadłomanii" na ul.Ruskiej. Typowy lokal z jedzeniem na wagę. Nałożyłam sobie na talerz dosłownie wszystkiego po trochu, ale to podsmażone ruskie pierogi zasłużyły na złoty medal.
A po drodze... był jeszcze fenomenalny shake o smaku kiwi... niestety nie pamiętam nazwy lokalu :/


Trudno znaleźć mi słowa, aby opisać koncerty Bonsona, Te-trisa i grupy Parias, które odbyły się w piątek na wrocławskich Ekonomaliach. Moi gospodarze najprawdopodobniej wynudzili się ze mną okropnie, bo nie słuchają hip-hopu, ale koncert był naprawdę niesamowity. Zwłaszcza energia, jaką przekazał publiczności Te-tris, zbudowała świetną atmosferę. A przecież o fajną atmosferę i dobrą muzykę właśnie tu chodzi.

Co więcej?
Window shopping! Prawdopodobnie krakowskie ulice bardzo mi spowszedniały, bo we Wrocławiu wszystko przyciągało mój wzrok. Nie pamiętam kiedy ostatnio spacerowałam gdzieś oglądając wystawy sklepowe, ale w piątek oddałam się temu zajęciu z przyjemnością. Przy okazji ogarnęłam już trochę centrum miasta moim umysłem pozbawionym orientacji przestrzennej.


Na koniec muszę wspomnieć o evencie psychologicznym zorganizowanym przez Uniwersytet Wrocławski w "Mleczarni". Byłyśmy z Niną na kilku wykładach, m.in. na prezentacji badań dotyczących wrocławskich stulatków. Najwyraźniej psychologia prześladuje mnie również w wolnym czasie. Muszę jednak przyznać, że było bardzo ciekawie i zabawnie :)


Pewnie mogłabym tak jeszcze pisać i pisać, ale myślę że dość tych szczegółów :)

Pozdrawiam,

Asia

środa, 9 maja 2012

Maj

Mój weekend majowy trwał ponad tydzień. Absolutnie nie chciało mi się nawet gotować, a pogoda sprzyjała raczej leżakowaniu na słońcu. Z ociąganiem zabrałam się w ten poniedziałek do działania, a teraz żyję już jutrzejszym wyjazdem do Wrocławia. Nie byłam we Wrocławiu od czasu... założenia tego bloga! Tak, tak, pierwszy post napisałyśmy z Niną w jej mieszkaniu :) Możecie się spodziewać, że w ten weekend też coś napiszemy :)

A tymczasem garść wspomnień z weekendu majowego, choć prawie wcale nie robiłam zdjęć...

Curry! Potrawa magiczna i najlepsza w wykonaniu mojego Taty. 
Choć uwielbiam curry, która robi Tata, na ogół trwa pomiędzy nami kulinarny spór: 
Miłośnik pikantnej i aromatycznej kuchni orientalnej vs. fanka włoskich smaków. 
Godzi nas kuchnia polska :)


Ach, weekend majowy... szaleństwo świeżych warzyw, "posiadówy" w altanie, lenistwo przy kawie i kolorowym magazynie, i opalanie... nawet Fredzik wystawia futro do słońca :)

Jak dobrze, że długi weekend majowy to nie ostatni weekend maja...

Pozdrawiam,

Asia