środa, 9 maja 2012

Maj

Mój weekend majowy trwał ponad tydzień. Absolutnie nie chciało mi się nawet gotować, a pogoda sprzyjała raczej leżakowaniu na słońcu. Z ociąganiem zabrałam się w ten poniedziałek do działania, a teraz żyję już jutrzejszym wyjazdem do Wrocławia. Nie byłam we Wrocławiu od czasu... założenia tego bloga! Tak, tak, pierwszy post napisałyśmy z Niną w jej mieszkaniu :) Możecie się spodziewać, że w ten weekend też coś napiszemy :)

A tymczasem garść wspomnień z weekendu majowego, choć prawie wcale nie robiłam zdjęć...

Curry! Potrawa magiczna i najlepsza w wykonaniu mojego Taty. 
Choć uwielbiam curry, która robi Tata, na ogół trwa pomiędzy nami kulinarny spór: 
Miłośnik pikantnej i aromatycznej kuchni orientalnej vs. fanka włoskich smaków. 
Godzi nas kuchnia polska :)


Ach, weekend majowy... szaleństwo świeżych warzyw, "posiadówy" w altanie, lenistwo przy kawie i kolorowym magazynie, i opalanie... nawet Fredzik wystawia futro do słońca :)

Jak dobrze, że długi weekend majowy to nie ostatni weekend maja...

Pozdrawiam,

Asia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz