piątek, 13 stycznia 2012

Nocne pieczenie, czyli łaciata babka, a nawet dwie


 Za oknem nieokreślona pora roku. Wiosenna zieleń i biały śnieg z ciemnych, burzowych chmur, a to wszystko skąpane w promieniach słonecznych. Kraków kilkadziesiąt kilometrów za mną, aż do poniedziałku.  Wczoraj, gdy po przyjeździe do domu zdążyłam odpocząć, a rozmowy z bliskimi już ucichły, zabrałam się pod osłoną nocy za pieczenie. To moja idealna medytacja. Mindfulness. Przy pieczeniu jestem bardziej skoncentrowana, niż zwykle. Wszystkie zmysły są zaabsorbowane powstającym ciastem. Chwila nieuwagi i omal nie powstało ciasto bez jajek. Przepis na łaciatą babkę już się pojawił, dlatego dziś serwuję tylko zdjęcia. Mój poranek przedłużył się dziś do 14. Czas spędzony na fotografowaniu, podjadaniu, czytaniu i piciu herbaty z sokiem malinowym upłynął błyskawicznie. Za oknem śnieg, a ja zabieram się do nauki. Z oporem. Z oczekiwaniem na sms o treści "Będę o 19" lub "Gotuj wodę na kawę. Za chwilę będę". W końcu w nocy upiekłam dwie babki. W sam raz.

Asia

2 komentarze:

  1. Pysznie wygląda. Mam nadzieję, że takie cudo (albo inne, zawierające w sobie mnóstwo węglowodanów) pojawi się na następnym wieczorze w Zielonkach ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. To będę się musiała wprosić wcześniej do Natalii :) Ja mam przepis, a ona ma piekarnik :D

    Pozostaje tylko ustalić termin spotkania. Po sesji, Moje Drogie? :)

    A.

    OdpowiedzUsuń